11 stycznia. Powrót do przeszłości

 


Rzadko sprzątam swoje biurko, bo mam tam „artystyczny” chaos, w którym potrafię się doskonale odnaleźć. Oczywiście do czasu. Przez miesiące sterty „podręcznych” notatek piętrzą się na blacie, wtykam je do organizerów, wkładam do szuflad, a potem często zapominam o tym, o czym chciałem pamiętać. Dlatego tym ciekawsze jest sprzątanie tego całego „bałaganu” po dłuższym czasie, gdy muszę chociażby zetrzeć kurze z najdalszych zakątków biurka, gdy nie mogę znaleźć czegoś bardzo ważnego lub gdy po prostu czuję, że kartki, przyciśnięte popielniczką, zaraz się przewrócą i zasypią mi cały pokój.

Tym razem chodziło o znalezienie pomysłu na powieść, który jakiś rok, może dwa lata temu zapisałem na przypadkowo znalezionej kartce. Jak zwykle miałem myśl, która mogła mi w każdej chwili uciec z głowy. Nie mogłem więc długo z nią czekać. Dodatkowo podobnych notatek nie robię na komputerze - na tym podstawowym etapie powstawania książki uwielbiam pracować z kartą i długopisem. Potem, gdy już postanowię wziąć się za dany pomysł, często rozpisuję fabułę, opisuję bohaterów, tworzę plan. Dopiero później siadam do pustego dokumentu w komputerze, na który przelewam kolejne rozdziały.

Ostatnio skończyłem pisać powieść i zacząłem myśleć nad następną. Miałem w głowie pewną myśl, którą, pamiętałem, już kiedyś dokładnie rozpisałem na kartce i odłożyłem. Wtedy pewnie spoczęła na wierzchu innych podręcznych notatek, których każdego dnia przybywało. Nie mogłem znaleźć tej konkretnej w podręcznych materiałach, więc pozostało mi wziąć się za przeglądanie wszystkich innych.

Zabranie się za to było trudno decyzją, wierzcie mi.

Domyślałem się, że ta konkretna notatka spoczywa w szufladzie, gdzie przechowywałem nie tylko luźno rozpisane pomysły, ale też jakieś wycinki z gazet, skany dokumentów, interesujące materiały ze studiów, które mogły być inspirujące, a także rzeczy czysto wspominkowe, sentymentalne.

Jak się okazało - nawet bardzo sentymentalne.

Postanowiłem wyjąć wszystko z szuflady, przejrzeć i posegregować na rzeczy do zostawienia i do wyrzucenia. Od razu pozbyłem się kilku starych, wypłowiałych wycinków, które nie miały już dla mnie żadnego znaczenia, jakichś nieciekawych rysunków, notatek, których nie potrafiłem w pełni odczytać.

W połowie takiego ogarniania natrafiłem na coś wyjątkowo ciekawego.

Zupełnie zapomniałem o pliku kartek spiętych żabką do papieru, który teraz wpadł mi w ręce. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co tam właściwie umieściłem, dlatego z ciekawością zabrałem żabkę i rozłożyłem małe pliki kartek na biurku.

Całe szczęście, że byłem wtedy sam!

Na blacie rozłożyłem kilka zapisanych ręcznie kartek, a co najważniejsze - pięć zdjęć z polaroidowego aparatu, schowanych dla niepoznaki w złożoną notatkę. Aż mi się ciepło zrobiło, gdy je zobaczyłem. Polaroid posiadała moja dziewczyna z liceum. Choć byliśmy ze sobą krótko, może dwa miesiące, to jednak ten związek pamiętam jako jedno z najciekawszych doznań w moim życiu. To z tą dziewczyną przeżyłem pierwszy raz, z nią uprawiałem seks w miejscach i sytuacjach najróżniejszych. To ona też pokazała mi, jak wielkie podniecenie płynie z drobnych, na pierwszy rzut oka może niepozornych, ale mocnych doznań, które można sprawić sobie w sposób bardzo prosty.

Wziąłem do ręki jedną z kartek. Był to list, który dostałem od (imię na wszelki wypadek zmieniłem) Marty. Dała mi go podczas jednej z lekcji, na samym początku naszej bliższej znajomości. Spaliśmy wtedy ze sobą tylko raz, nie uznawaliśmy się za parę. Dopiero co byliśmy zwykłymi znajomymi z klasy, ale jakiś czas temu zeszliśmy na rozmowy, które zaprowadziły mojego fiuta do jej gorącego i mokrego wnętrza. Wtedy właśnie o to chodziło, dopiero z czasem przerodziło się to w nieco bliższą relację, która, o ironio!, zepsuła ten przyjemny związek.

Rozłożyłem kartkę i przeczytałem: „Pamiętasz, jak się wtedy pieprzyliśmy w samochodzie? Pamiętasz, jak wtedy byłeś we mnie? Czułeś, jak bardzo jest mokro? Chcę znów tak na ciebie trysnąć. Chce żebyś to potem wylizał”.

Pamiętam, że dała mi tę kartkę na lekcji, a ja, nie wiedząc, co napisała, spokojnie ją rozłożyłem i przeczytałem. Gdyby tylko ktoś stał za mną, albo siedział obok, dowiedziałby się, jakie z Martą skrywamy tajemnice. Co więcej - ujrzałby moją erekcję, która powstawała na samo wspomnienie tego momentu. Marta zaciskała wtedy cipkę na moim penisie, powstrzymując swój wytrysk, ale ostatecznie jej się to nie udało i zalała mojego fiuta swoimi ciepłymi sokami. Uprzedziła mnie wcześniej, że jej się to zdarza, przy dużym podnieceniu, lecz nie sądziłem, że dojdzie do tego podczas naszego pierwszego spotkania.

Bardzo mnie to wtedy ucieszyło.

Musiałem coś Marcie odpisać, lecz już nie pamiętam nawet, jakich słów mogłem użyć. Na pewno jednak wyraziłem chęć jak najszybszego powtórzenia tamtej sytuacji.

Pod listem było zdjęcie. Marta zrobiła je sobie sama, tak samo z resztą jak całą resztę. Stała przed lustrem, z papierosem w ustach. Miała na sobie czerwoną, koronkową bieliznę, która przyjemnie podkreślała jej niesamowite kształty. Pamiętałem ten strój, kilka razy ściągałem z Marty te majtki, zrywałem ten stanik, nie mogąc wyjść z podziwu, co właśnie się dzieje i jak bardzo mnie to podnieca.

Kolejną kartką był rysunek. Rysunek kutasa, jakie zwykle pojawiają się w pożyczanych na chwilę zeszytach. Ten jednak miał dopisek: „Spuść się na mnie natychmiast!”. Nie pamiętam niestety, w jakiej sytuacji dostałem ten liścik i czy udało się wykonać to polecenie, niemniej pamiętam, że nie raz lądowałem z Martą w szkolnej ubikacji, w której tryskałem na dziewczynę jeszcze dość niepewnymi strugami spermy. Bardzo możliwe, że tego dnia, po lekcjach, właśnie tam poszliśmy i doszedłem na jej piersi albo w jej ustach.

Dalej były dwa zdjęcia. Oba znów zrobiono w lustrze. Pierwsze przedstawiało wypięty tyłek Marty, na szczęście pozbawiony jakiegokolwiek zakrycia. Widziałem jej niesamowicie mokrą cipkę, która pokrywała się wilgocią za każdym razem, gdy byłem obok. Marta mówiła, że dzieje się tak również wtedy, gdy o mnie myśli. To miał być dowód. Oczywiście wierzyłem w jej słowa, ale dowód w postaci zdjęcia bardzo mnie ucieszył.

Kolejne zdjęcie przedstawiało Martę siedzącą przodem do lutra, w rozkroku. Ramieniem ściskała piersi, przez co nie było widać sutków, ale widać było różową cipkę, na widok której również i w tym momencie mi stanął.

Była naprawdę niesamowita.

Dalej znów był list. Kilka krótkich zdań: „Wejdź najpierw w moje usta. Potem w moją mokrą szparkę. Potem w moją ciasną dziurkę. Potem się spuść w moich ustach. Tego pragnę”. Teraz brzmiało to nieco śmiesznie, tym bardziej, gdyby pomyśleć, że Marta siliła się na jakieś poetyckie wersy. Niemniej wiedząc, że byliśmy wtedy zwykłymi napalonymi nastolatkami, jestem w stanie zrozumieć, co kierowało jej ręką, gdy pisała te słowa. Bo wiem, że wolałaby trzymać w dłoni nie długopis, ale mojego penisa. Najlepiej w klasie, pod ławką, podczas lekcji. Na to nigdy się nie odważyliśmy, ale kilka razy o tym wspólnie fantazjowaliśmy.

Było jeszcze jedno zdjęcie. Zrobiła sobie selfie, obejmujące jej piersi o bardzo jasnych sutkach. Oblizywała wargi, patrząc wprost w obiektyw, wolną dłonią delikatnie ściskając piersi, tak, żeby się nieco podniosły i kusiły jeszcze bardziej.

Pamiętam, że potrafiłem się bardzo długo wpatrywać w to zdjęcie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, szczególnie gdy zerwaliśmy z Martą naszą relację i już więcej nie wiedziałem jej nago. Tak, wtedy bardzo często wracałem do tych kilku ujęć, które podarowała mi na walentynki. Zdążyliśmy się na nie załapać i spędziliśmy je w sposób najlepszy z możliwych, czyli w łóżku.

Reszta kartek to były jakieś mało istotne wycinki z zeszytów, zawierające moje młodzieńcze fantazje erotyczne, które nigdy nie przerodziły się w żaden istotny tekst (choć wtedy pewnie myślałem, że mam genialne pomysły na powieści). Dodatkowo spiąłem to wszystko razem dla niepoznaki, żeby ewentualny przypadkowy znalazca, zniechęcony dziwnymi tekstami, odłożył plik i nie dotarł do zdjęć. Rzadko kiedy ktoś miał dostęp do mojego biurka, a tym bardziej do moich papierów. Dodatkowo wychodzi na to, że sam rzadko je przeglądałem, bo ostatni raz widziałem te zdjęcia może na pierwszym roku studiów, gdy się przeprowadzałem. Potem musiałem spięte żabką kartki przerzucać z kąta w kąt, aż do dziś, gdy ogarniając papiery w biurku, natrafiłem na pełne podniecenia wspomnienie.

Niedługo potem na szczęście znalazłem to, po co w ogóle zacząłem szperać w szufladzie.

Uwielbiam takie znaleziska. Niestety nie mam aż tylu pamiątek po osobach, które spotkałem w swoim życiu, a szkoda. Bardzo bym chciał dostawać podobne listy i podobne zdjęcia, które potem mógłbym odkładać i znajdować w najmniej spodziewanych momentach. Mam nadzieję, że odmęty mojego zasypanego papierami biurka skrywają jeszcze sporo niespodzianek, na które trafię w bliższej lub dalszej przyszłości.

Komentarze

Polecam:

Dziennik intymny | Październik

Dziennik intymny | Marzec