BIURO 4. Weekend
Weekend minął mi szybko i leniwie. To jednocześnie dobrze i niedobrze. Choć zawsze mam nadzieję na jakieś przeżycia bądź po prostu na ruszenie się z kanapy, to jednak nigdy mi to nie wychodzi. Chyba mam naturę kota, który jedynie leży i tępo patrzy się w ścianę - do momentu, aż przychodzi czas na zrobienie czegoś naprawdę ważnego. Jeszcze na studiach dość często imprezowałam, miałam koleżanki - najpierw z akademika, potem ze wspólnie wynajmowanego mieszkania. No i oczywiście ze studiów, ale po obronieniu magisterki kontakt nam się urwał i teraz co najwyżej sama mogłam pójść do baru. Nie wyglądało to więc zbyt zachęcająco. Samej trudno było mi znaleźć motywację do ruszenia się gdziekolwiek, ale wewnętrznie czułam, że tego potrzebuję. Okropna sprzeczność. Myśląc więc o tym, co wydarzyło się w biurze, leżałam i oglądałam telewizję. Jadłam śniadania w południe, obiady wieczorem, a na kolację lody i wino. Mój ulubiony posiłek. Aż szkoda, że weekendy mają tylko dwa dni. Mogłabym