BIURO 4. Weekend
Weekend minął mi szybko i
leniwie. To jednocześnie dobrze i niedobrze. Choć zawsze mam nadzieję na jakieś
przeżycia bądź po prostu na ruszenie się z kanapy, to jednak nigdy mi to nie
wychodzi. Chyba mam naturę kota, który jedynie leży i tępo patrzy się w ścianę
- do momentu, aż przychodzi czas na zrobienie czegoś naprawdę ważnego. Jeszcze
na studiach dość często imprezowałam, miałam koleżanki - najpierw z akademika,
potem ze wspólnie wynajmowanego mieszkania. No i oczywiście ze studiów, ale po
obronieniu magisterki kontakt nam się urwał i teraz co najwyżej sama mogłam
pójść do baru. Nie wyglądało to więc zbyt zachęcająco. Samej trudno było mi
znaleźć motywację do ruszenia się gdziekolwiek, ale wewnętrznie czułam, że tego
potrzebuję.
Okropna sprzeczność.
Myśląc więc o tym, co
wydarzyło się w biurze, leżałam i oglądałam telewizję. Jadłam śniadania w
południe, obiady wieczorem, a na kolację lody i wino. Mój ulubiony posiłek. Aż
szkoda, że weekendy mają tylko dwa dni. Mogłabym tak codziennie spędzać
wieczory. Alu tu pojawia się kolejna sprzeczność - gdybym mogła tak żyć
codziennie, to nigdy nie zmobilizowałabym się do pracy, roztyłabym się i
straciła wszystkie pieniądze. Więc mimo wszystko nie ma tego złego.
Zwykle po winie,
szczególnie, gdy wypiłam już połowę butelki, myślałam o swoim byłym.
Spędziliśmy ze sobą półtora roku, a ja wciąż czułam, że mi go brakuje. Ale to
nie była miłość, po prostu tyle nocy ze sobą przeleżeliśmy, tyle orgazmów
przeżyliśmy, że najzwyczajniej w świecie brakowało mi bliskości drugiej osoby.
A on jako ostatni mi ją dawał - choć niestety w bardzo okrojonej formie, ale
wciąż lepsze to niż nic. Mniej więcej dwa lata temu się wszystko skończyło.
On był jednym z zaledwie
dwóch.
Wcześniej na studiach
miałam chłopaka - przez trzy lata. Najpierw tylko się niezobowiązująco
spotykaliśmy, potem przedstawiłam go rodzicom, ale nigdy się nie oświadczył, w
końcu oznajmił, że musi zmienić kierunek studiów, a do tego potrzebuje
wyprowadzić się do innego miasta. Nie chciałam pobiec za nim, więc rozstaliśmy się
w sposób dość nieprzyjemny. Ale przynajmniej nie tęskniłam, bo pokazał, jakim
jest dupkiem.
Później było gorzej.
Czułość w niewielkich ilościach, seks sporadyczny. Pamiętam, jak co kilka dni
musiałam sama robić sobie dobrze, bo chłopaka albo nie było, albo nie miał
siły. Co prawda ja przytulałam się do niego, całowałam go, chciałam czuć jego
bliskość i ciepło, ale on jakby niczego nie odwzajemniał. Nie potrafiłam do
końca tego rozgryźć. Trochę mnie ta jego oziębłość i tajemniczość pociągały,
ale oczywiście - do czasu. Rozstaliśmy się, zanim go znienawidziłam na dobre,
dlatego czasem o nim myślę.
Oboje stwierdziliśmy, że
jednak źle trafiliśmy. Nie dogadywaliśmy się, choć też nigdy się otwarcie nie
kłóciliśmy. Sprzeczaliśmy, ale nie wyzywaliśmy. Ale ja potrzebowałam czegoś
więcej. On - nie mam pojęcia, czego potrzebował, i on sam też raczej nie
wiedział. Może był aseksualny? Cholera wie. Jeśli tak, to szkoda, bo był
nieziemsko przystojny.
Może gej? Tego też nie
można było wykluczyć.
Tak czy siak piłam wino i
rozmyślałam. Zazwyczaj, gdy piłam w łóżku, moja dłoń szybko schodziła między
nogi i przez długi czas bawiłam się ze sobą. Czasem (ale chyba najrzadziej)
włączając sobie porno, czasem coś czytając, a czasem po prostu słuchając
klimatycznej muzyki. W ten weekend, choć miałam wielką ochotę, niczego więcej
poza piciem nie zrobiłam.
W sobotę leżałam nago w
łóżku, wodziłam dłońmi po ciele, opuszkami palców sunęłam wokół sutków, jednak
czułam, że nie powinnam schodzić niżej. Czułam podniecenie, ale chciałam je kumulować
i o wiele lepiej spożytkować w innym czasie. Choć wcale nie wiedziałam, czy
jakakolwiek okazja ku temu się nadarzy. Po prostu miałam nadzieję.
W niedzielę z trudem się
powstrzymałam. Choć może to nie do końca dobre określenie. Leżałam w wannie, piłam
wino i relaksowałam się w najlepszy możliwy sposób. Choć moje dłonie znów
wędrowały, to jednak czułam wewnętrzną blokadę. Ale wiedziałam, o co chodzi -
po tak długiej ascezie, gdy w końcu zaznałam dotyku obcych dłoni, moje ciało
znów go potrzebowało. W głowie kołatał się alarm, a moja cipka wołała - zerżnij
mnie.
Ciało błagało - złap mnie
za włosy, dociśnij do ściany i pieprz z całej siły. Nie pytaj o zdanie, nie
pytaj, czy jest dobrze, czy jest za mocno - rób to, co do ciebie należy, a
będzie idealnie. Pierdol mnie i nigdy nie przestawaj.
Obracałam w myślach te
słowa i robiłam się mokra. Miałam ochotę wypiąć się i czkać na twardego penisa,
ale jednocześnie wiedziałam, że tak nie powinno być.
- Co te dwa lata bez
seksu ze mną zrobiły… - mówiłam sama do siebie, jednocześnie się rozumiejąc i
nie rozumiejąc.
To było popierdolone. Ale
wewnętrznie tego potrzebowałam. Wspominałam, jak sparaliżowana strachem
poddawałam się obcemu facetowi. Dopiero co go pożądałam, dopiero co sama
rozbierałam go wzrokiem, ale on postąpił tak gwałtownie i niespodziewanie, że
po wszystkim myślałam: a może to tylko mi się przyśniło?
Ale pulsująca cipka
mówiła sama za siebie.
Wypieścił mnie jak
jeszcze nikt. Dał jednocześnie strach i rozkosz. To właśnie mnie napędzało i
zatrważało. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Tylko moja mokra i spragniona
cipka dawała mi jednoznacznie do zrozumienia, jak ona to odebrała.
Byłam w mentalnym potrzasku.
Leżałam, piałam i
patrzyłam w ścianę. Tylko to mi pozostało. Ale tego też potrzebowałam -
wyłączyć się i nie myśleć, że w poniedziałek czeka mnie kolejny nudny dzień w
nudnej robocie, za którą dostanę nudne pieniądze, a za nie kupię same nudne rzeczy.
Żadnego urozmaicenia.
Ciągła monotonia. Ale może właśnie zaczynało się to zmieniać?
Komentarze
Prześlij komentarz