17 czerwca, Park
17 czerwca, Park
Dziś miał być ostatni ciepły dzień w
tym tygodniu. A około południa miały być ostatnie ciepłe godziny, bo na
siedemnastą zapowiadano deszcz. Dlatego czym prędzej wybrałem się na codzienny
spacer do parku. Poza tym, że lubię się ruszać (a nie tylko ruchać), lubię też
obserwować opalające się w parku osoby (czyli jednak pozostajemy w temacie
ruchania). Zawsze mam nadzieję na przyjemnie dla oka obrazy, ale raczej rzadko
na takie trafiam. W końcu to tylko park w mieście, a nie plaża (a tym bardziej
nie plaża nudystów, nad czym bardzo ubolewam). Dziś jednak aż nie wiedziałem,
na czym skupić wzrok.
Gdy tylko wszedłem do parku, moim oczom
ukazała się para kobiet, która robiła sobie zdjęcia na tle kilku kolorowych
krzewów. Choć to jedna kobieta robiła zdjęcia, a ta druga pozowała - z tą samą
torebką, ale do każdego zdjęcia w innych ubraniach. Przebierała się przy nas
wszystkich (przechodniów było sporo), ale w ten sposób, że zakładała jedną
sukienkę na drugą, a potem tę pierwszą zdejmowała. Na szczęście, ku mojej
radości, sporo było przy tym widać, więc usiadłem na chwilę w parku i
zawiesiłem wzrok na przyjemnym widoku.
Dodatkowo kobieta, która robiła
zdjęcia, miała na sobie obcisłą sukienkę, ledwo sięgającą za pośladki. Zapewne
domyślacie się, że kobieta sporo się wyginała, robiąc zdjęcia. Aż trudno było
mi oderwać wzrok. Ale w końcu to zrobiłem, co zaczęło być monotonnie, a też
chciałem się przejść dalej.
I bardzo dobrze zrobiłem.
Przeszedłem na drugi koniec parku,
gdzie zazwyczaj siadałem na ławce. Tym razem jednak usiadłem pod jednym z drzew
na centralnie położonej polance, bo dostrzegłem, że z ławki niewiele będę
widział, a było na co patrzeć.
Ach, co to były za widoki!
Pomijając starszego pana w samych
slipkach, który leżąc na brzuchu co chwila poprawiał majtki tak, żeby
zasłaniały mu tylko rowek (a mógł przecież po prostu kupić stringi), na mojej
ulubionej polance znajdowały się trzy koce. Na jednym leżała kobieta, może
trzydziestoletnia, w różowym stroju kąpielowym. Leżała i się nie ruszała,
niewiele było widać, więc niespecjalnie się na niej skupiłem. Na drugim leżała około
czterdziestoletnia kobieta w majtkach i koszulce. Miała niesamowicie obfite
piersi i nie krępował ich żaden stanik. Co więcej - kobieta co chwila „poprawiała”
koszulkę, przez którą przebijały duże, ciemne sutki, ale jej piersi były na
tyle duże, że co chwila, przy poruszaniu koszulką, wypadały spod niej, dzięki
czemu ostrzegałem jej twarde sutki, które aż prosiły się, żeby na nie trysnąć.
To był pierwszy powód, dla którego mój
penis zaczął twardniej.
Najważniejszym był jednak kobieta przed
trzydziestką - ciemnowłosa, zgrabna, w spódniczce i bez koszulki. A co
najlepsze - bez stanika. Ostatnio na mojej grupie na Facebooku rozmawialiśmy w
kilka osób o hipotetycznym spotkaniu autorskim ze mną, które fajnie gdyby
odbyło się w parku albo na plaży. Ale obowiązkowo - topless. Jedna z
czytelniczek zwróciła uwagę, że u nas nie można być topless w miejscu
publicznym (wasz też tak bardzo podniecają filmy porno dotyczące obnażania się
w miejscach publicznych? Mnie tak i może właśnie dlatego, że to u nas zakazane),
ale najwyraźniej kobieta, na którą właśnie patrzyłem, tego nie wiedziała.
Leżała raz na plecach, a raz na boku.
Nie wiem, czy miała na sobie majtki, bo spódniczkę co chwila skrupulatnie
poprawiała, więc w sumie domyślałem się, że może w ogóle nie nosiła bielizny
(kojarzycie Elizę z „Biura”? Wypisz wymaluj to była ona, jakby ożyła z kart
mojej powieści. Co więcej - dzisiejsze wydarzenie natchnęło mnie do napisania nowej
sceny do tej właśnie książki).
Co chwila zmieniała pozycję, a gdy
siadała - zasłaniała piersi ramieniem. Ale i tak dawało się dostrzec sutki,
dodatkowo kobieta przyjemnie gniotła swoje piersi, zupełnie jakby chciała je
pieścić, więc widok był po prostu nieziemski.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Mój
penis stawał się coraz twardszy, a ja po chwili przestałem ukrywać, że mi stoi
i otwarcie go poprawiałem (co prawda cały czas przez spodnie, ale domagał się,
żeby rozpiąć rozporek i dać mu wolność). Nikt nie zwracał na mnie uwagi, poza
kobietą będącą obiektem mojego zainteresowania. Zauważyła, że się jej
przypatruję i jakby specjalnie częściej kładła się na boku, ale tak, aby być
obróconą w moją stronę. Ja wsuwałem dłoń w kieszeń i poprawiałem penisa, a
kobieta patrzyła na to i jakby delikatnie się uśmiechała. W momencie, gdy nasze
spojrzenia spotkały się już któryś raz, chciałem wstać i podejść, sądząc, że
nie naruszyłbym w ten sposób jej strefy komfortu. Była na to przygotowana i
wyraźnie chętna. Ale ona nagle ubrała się i wstała. Założyła koszulkę, zabrała
koc, na którym leżała, spakowała go do torby, założyła buty i poszła. Jej
spódniczkę przyjemnie podwiewał wiatr, który zaczął się zrywać. Dodatkowo
słońce częściej chowało się za chmurami. Nadchodziło pogorszenie pogody.
Poszedłem za kobietą. Wpatrywałem się w
jej śliczny tyłek, jej widoczne teraz uda i czułem, jak podniecam się coraz
bardziej. Chciałbym być teraz jak Marek z „Biura” - podejść, docisnąć ją do
ściany i zerżnąć. Ale życie niestety nie jest literaturą, choć niekiedy bardzo
byśmy tego chcieli. Dlatego w pewnym momencie kobieta odnalazła swój samochód,
wsiadła i odjechała, puszczając do mnie oczko, gdy mnie mijała (a przynajmniej
tak mi się wydawało).
Chciałem wrócić na polanę, ale niebo
było już coraz bardziej pochmurne, więc nie miało to sensu. Poszedłem do
mieszkania, a tam napisałem nowy rozdział „Biura” (inspirowany właśnie tymi
wydarzeniami) i jak zwykle w samotności dałem upust emocjom.
Teraz ma cały tydzień padać. Mam jednak
nadzieję, że szybko się skończy ta pora deszczowa i spotkam jeszcze tę kobietę.
Może następnym razem nie skończy się wyłącznie na spojrzeniach.
Komentarze
Prześlij komentarz